Lolek – chłopiec który chciał latać

aktualnosci1

zdjecie1

Kilkanaście dokumentów, dwa listy, pocztówka, kilka fotografii, a w nich historia Kazimierza Chylińskiego – chłopca, który marzył o lataniu.

Kazimierz, przez bliskich zwany Lolkiem, przychodzi na świat w roku poprzedzającym wybuch Wielkiej Wojny, w rodzinie Mariana i Klary Chylińskich zamieszkujących w kamienicy przy ulicy Okrzei. Wczesne dzieciństwo to ciężkie lata wojny z brakami żywności i opału, z powszechną drożyzną i reglamentowaniem podstawowych produktów. W końcu jednak przychodzi rok 1918 i upragniona przez wszystkich Niepodległość. Edukację Kazimierz rozpoczyna już w wolnej Polsce.

zdjecie2

Z owalnej fotografii nadzwyczaj poważnie spogląda 12-letni chłopiec w mundurku ucznia kieleckiego gimnazjum im. Stefana Żeromskiego. W szkole jest uczniem przeciętnym, na świadectwie widnieją głównie trójki i czwórki. Ma talent plastyczny, przy ocenie z rysunku zapisano: „bardzo dobrze”. Czy już wtedy chce być oficerem, a najlepiej lotnikiem? Czy marzy by zostać „asem przestworzy”? W każdym razie pragnienie to musi być już dominujące w dniu ukończenia gimnazjum, w momencie wyboru dalszej drogi.

Wstępuje do wojska i zostaje przydzielony do 4 Pułku Piechoty Legionów, który stacjonuje na kieleckiej Bukówce. Po podstawowym szkoleniu dostaje się do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty przy 4 PP Leg. Musi wykuć na pamięć podręczniki o organizacji armii i regulamin piechoty, zaliczyć zajęcia z wyszkolenia bojowego i strzeleckiego, z łączności, terenoznawstwa i gazoznawstwa, nauczyć się rzucać granatem i walczyć bagnetem.

zdj3a  zdj3b

Kurs kończy w 1935 r. z 23. lokatą (na 96 uczestników) i otrzymuje stopień kaprala i tytuł podchorążego rezerwy. W ostateczniej ocenie podkreślono jego bardzo dobre zachowanie, pilność i dobre dowodzenie. Na fotografiach widać przystojnego mężczyznę w mundurze, o uroczym uśmiechu.

zdjecie3  zdjecie4

Ale Kazimierz nie chce być „piechociarzem”. Wzywają go przestworza, marzenia o lataniu, o zostaniu pilotem. Uczęszcza do Szkoły Szybowcowej L.O.P.P. w podpińczowskim Polichnie. Jak każdy przyszły pilot, zobowiązany jest prowadzić „Osobisty Dziennik Lotów”, w którym zapisywane są kolejne stopnie szkolenia. Rubryki zawierają datę każdego lotu, nazwisko instruktora, typ szybowca, godzinę i miejsce startu, czas lotu, kierunek i siłę wiatru oraz planowane zadania. Nauka odbywa się stopniowo i kolejne zadania są dostosowywane do nabytych przez adepta lotnictwa umiejętności. Zaczyna się więc od najprostszych czynności takich jak „szuranie”, „skoczki” i „skoki”, by dojść do „lotów ślizgowych”, „lotów ze skrętami” i kolejnych coraz bardziej wymagającym przelotów. Podstawowe szkolenie w Polichnie na szybowcu CWJ Kazimierz kończy po 34 odbytych lotach.

zdjecie5  zdj_legitymacja

W kolejnym roku dostaje się do elitarnej Oficerskiej Szkoły Pilotów w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie.

O tym jak wygląda życie i nauka w Dęblinie pisze w liście do matki:

Kochana Mamusiu! Jest mi tu zupełnie dobrze, w ogóle nie można porównywać tej szkoły z Bukówką. /…/ Mamy tu elegancką czytelnię, salę gier i muzyczną, w ogóle jest tu pierwszorzędnie. Wstajemy o 5.10. Gimnastyka albo w sali gimnastycznej albo na dworzu – na zmianę ze starszym rocznikiem. Potem śniadanie. /…/ Nauka rozpoczyna się punkt 7 i trwa do 13.30. /.../ W czasie nauki, podczas jednej z przerw przynoszą nam drugie śniadanie. Nauki jest dużo. Mamy przeszło 20 przedmiotów. Nauka taka (ciągłe wykłady) trwa równe pół roku. Urozmaicona jest tylko… egzaminami. Jest to wszystko teoria, której trzeba się nauczyć przed lataniem. Po obiedzie mamy sporty – nie co dzień – obecnie uczymy się fechtować. Włosy musieliśmy ostrzyc do jednego cm. /…/ mamy tu w umywalni natryski, wanny, tak że co tydzień kąpiemy się. To jest b. duża wygoda, że nie musimy chodzić nigdzie do łaźni, tak jak na Bukówce było. /…/ Czy na Wszystkich Świętych będę, nie wiem, bo jeszcze nie mamy płaszczy i mundurów wyjściowych. Całuję Mamusię. Lolek.

Szkoła w Dęblinie korzysta z wojskowego Obozu Szkoleniowego dla Pilotów w bieszczadzkiej Ustjanowej. Tam na pobliskiej górze Holicy (762 m n.p.m.) i grzbiecie pasma Żukowa znajduje się ogromne, znane w Europie górskie lotnisko szybowcowe. Kazimierz odbywa tam szkolenie obejmujące 74 loty na szybowcach „Wrona”, „Czajka” i „Sroka”. Nadchodzi pora by przesiąść się z szybowców na samolot silnikowy. Lata niezawodnym RWD-8. To polska konstrukcja, podstawowy w latach 30-tych samolot szkoleniowy. Trafia do grupy bojowej, gdzie uczy się  strzelania i bombardowania pilotując samolot PWS-16 bis. W końcu 1936 r. otrzymuje zaświadczenie o zakończeniu szkolenia po wykonaniu 148 lotów dwusterowych, 35 samodzielnych i 14 warunkowych.

I nagle los się odmienia. W dokumentach znajduje się wzmianka, że Kazimierz opuszcza szkołę ze względów rodzinnych. Nie wiadomo co było faktycznym powodem, ale musiała to być ważna przyczyna, skoro zdecydował się porzucić karierę w lotnictwie i wrócić do Kielc, do 4 Pułku Piechoty.

zdj7

Mijają dwa lata. Jest już oficerem, podporucznikiem. W zachowanym „Patencie Oficerskim” Prezydent Rzeczypospolitej Ignacy Mościcki ogłasza, że: „Na wniosek Ministra Spraw Wojskowych stwierdzający, iż Pan Chyliński Kazimierz Florian urodzony dnia 4 maja 1913 r. posiada przygotowanie wojskowe i zalety właściwe powołaniu oficera oraz mając przeświadczenie, że wszędzie i zawsze okaże się godnym stopnia oficerskiego i gotów będzie wszystko poświęcić KU DOBRU i CHWALE OJCZYZNY mianuję go podporucznikiem rezerwy w korpusie oficerów piechoty /…/.”

Nie wiadomo jakie okoliczności wpływają na to, że może ponownie rozpocząć starania, by zostać pilotem wojskowym. Nie jest to proste zadanie, czeka go skomplikowana procedura. Oprócz przeszkolenia potrzebne jest orzeczenie wojskowo-lekarskie. Odpowiednie badania i testy wykonane, pieczątki, podpisy… i jest zaświadczenie. Wiosną 1939 r. ppor. Kazimierz Chyliński składa prośbę o przeniesienie do lotnictwa:

Do Ministra Spraw Wewnętrznych drogą służbową. Proszę o przeniesienie mnie do grupy oficerów lotnictwa. Prośbę swą uzasadniam odbyciem jednorocznego przeszkolenia w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie, w grupie bojowej, rocznik 1935/37. Przeszkolenie praktyczne pilotażu odbyłem na samolotach R.W.D.8 i P.W.S. 16 bis. Ze Szkoły Podchorążych zwolniłem się w skutek okoliczności rodzinnych./…/

Upływają kolejne tygodnie i miesiące. Tymczasem coraz powszechniejsze staje się przekonanie o nieuchronnej wojnie z Niemcami. Latem 1939 r. ogłoszona zostaje mobilizacja. Kazimierz wraz z 4 Pułkiem Piechoty, opuszcza Kielce, udając się na wyznaczone pozycje.

Nadchodzi 1 września. Wojna! 4 Pułk Piechoty uczestniczy w ciężkich walkach i staje się najgorsze. Według niepewnych, pochodzących z drugiej ręki informacji Kazimierz zostaje ciężko ranny w czasie walk w okolicach Zapolic niedaleko Sieradza i Zduńskiej Woli (woj. łódzkie). Z pola walki w nieznanym kierunku wywozi go chłopska furmanka… I tu ślad się urywa. Nie ma informacji czy przeżył, czy zmarł, ani gdzie jest pochowany. Zrozpaczona rodzina zaczyna poszukiwania poprzez Czerwony Krzyż. Matka, Klara Chylińska, jako siostra pogotowia sanitarnego dostaje z PCK dokument, umożliwiający wstęp do lazaretów i szpitali w celu odnalezienia syna. Poszukiwania są bezowocne. Po kilku miesiącach, w styczniu 1940 r., z Biura Informacyjnego PCK rodzina dostaje zawiadomienie, że „/…/ w rejestracji strat Wojska Polskiego figuruje ppor. 4 pp. Leg. CHYLIŃSKI Kazimierz, który poległ dnia 6 września 1939 r. w g. Samsonów powiat Kielce. Wobec braku bliższych danych nie mamy możliwości stwierdzić, czy powyższa wiadomość dotyczy poszukiwanego przez Państwa. /…/.

Istnieją więc dwie sprzeczne relacje i nie ma niezbitych dowodów na potwierdzenie którejkolwiek z nich.

Rodzinie nigdy nie udało się ustalić losów Kazimierza. Nie wiadomo kiedy i jak zginął, ani gdzie jest pochowany.

Może ktoś z Państwa pomoże odpowiedzieć na te pytania?

Muzeum Historii Kielc serdecznie dziękuje Paniom Beacie Turek i Róży Król za przekazanie do zbiorów dokumentów i fotografii Kazimierza Chylińskiego.