Kielce za małe na tramwaje, czyli międzywojenny pomysł na linię Kielce-Chęciny

Zasadność budowy linii tramwajowej w Kielcach jest dziś mocno dyskusyjna, jednak pod koniec lat 20. XX wieku poważnie brano pod uwagę realizację tego pomysłu. Zaczęło się od wybudowania nowej elektrowni na miejsce starej i wysłużonej, która znajdowała się przy ulicy Leśnej. Dyrektorem zakładu został mieszkaniec Kielc, inżynier elektryk Władysław Paszyc.

Nowoczesna elektrownia, zarządzana przez belgijską spółkę, produkowała więcej energii niż potrzebowało miasto, należało ją więc w jakiś sposób spożytkować. Rozpoczęto  poszukiwania odbiorców poza granicami Kielc. W ich trakcie zrodził się pomysł, by nadmiar energii wykorzystany został przez tramwaje mające kursować na trasie Kielce-Chęciny.         

W 1928 roku zarząd elektrowni skierował pismo do prezydenta miasta, w którym zawarł plan budowy i warunki, na jakich miałaby linia tramwajowa funkcjonować. W założeniu miała przebiegać wzdłuż szosy łączącej Kielce z Chęcinami przez m.in. Białogon i Zagrody, z odgałęzieniem do Stadionu Leśnego. Celem przyświecającym jej budowie miało być radykalne polepszenie komunikacji pomiędzy obiema miejscowościami oraz rozwój gospodarczy regionu. Wydaje się, że był to atrakcyjny pomysł, bowiem w tym czasie Kielce nie miały wygodnego połączenia kolejowego z Chęcinami. Innymi argumentami przemawiającymi za utworzenie linii tramwajowej były: rozwój osady Białogon i letniska Słowik, rozwój życia sportowego, a także zmniejszenie na jakiś czas bezrobocia w Kielcach i okolicach. Początkowo, jak wynikało z wyliczeń, bilans przychodów byłby ujemny. Ewentualna inwestycja miała zacząć przynosić zyski dopiero po około 10 latach, przy założeniu, że Kielce będą się równomiernie rozwijać przez cały ten okres.

Jak jednak radni odnosili się do tego pomysłu? Dość często pojawiały się głosy mówiące, że tramwaj w Kielcach byłby bardziej odpowiedni niż komunikacja autobusowa. Twierdzono, że w przypadku połączenia przedmieść Kielc narodziłaby się niepowtarzalna możliwość ich rozwoju, a także, że ze względu na fatalny stan ulic w mieście, nie można marzyć o komunikacji autobusowej. W opozycji do głosów popierających inicjatywę stali radni, którzy uważali linie tramwajowe za przeżytek blokujący jedynie ruch uliczny, argumentując, że autobusy są dogodniejsze, i że nawet w Warszawie dąży się do likwidacji tramwajów. Do dyskusji włączył się dyrektor elektrowni Władysław Paszyc, który odpierał ataki mówiąc m.in., że tramwaje warszawskie rozwijają się, a autobusy wprowadzane są na zasadzie dodatkowego środka transportu miejskiego.

Plan budowy linii tramwajowej nigdy nie wyszedł poza sferę czysto teoretyczną. Po wielu trudnościach i burzliwych dyskusjach pomysł rozbił się o mur argumentu ostatecznego, a mianowicie, że Kielce są za małe na komunikację tramwajową. Do pomysłu wielokrotnie jeszcze wracano. Ostatecznie od roku 2004, słuch o kieleckich tramwajach zaginął.